Awansował i powiedział, czas kończyć. Dla kibiców GLADIATOR, grał zawsze z pełnym zaangażowaniem. Spędził w Noteci 7 sezonów, w tym czasie rozegrał 191 meczów ligowych. Świętował z naszym klubem dwukrotnie awans na poziom pierwszoligowy, miałem okazję porozmawiać z Mikołajem Grodem. Zapraszam do czytania, była to dla mnie interesująca rozmowa.
Brakuje treningów, grania?
Na początku, kiedy wiedziałem, że już nie będę trenował i grał to, nie odczuwałem tego aż tak bardzo. W momencie rozpoczęcia turniejów przedsezonowych, a później sezonu nie ukrywam, że strasznie brakowało mi tego uczucia, które towarzyszyły mi podczas rozgrywania meczów. Obecnie treningi koszykarskie zastąpiłem troszkę innym treningiem, a mianowicie bieganiem i siłownią, ale grania i emocji związanych z meczami wciąż mi brakuje.
Trochę czasu minęło, czy decyzja o zakończeniu była słuszna i nadal uważasz, że to był dobry moment?
Uważam, że to był idealny moment na zakończenie swojej przygody sportowej z koszykówką. Oczywiście, nie była to łatwa decyzja, ale dokładnie przemyślana. Zrobiłem wszystko, co mogłem, by wrócić po tej ciężkiej kontuzji i sukcesem wspólnie z drużyną zakończyć sezon. Zrobiliśmy to i czułem dużą ulgę, że właśnie w taki sposób mogę pożegnać się z koszykówką.
To cofnijmy się trochę w czasie, jak to się stało, że Mikołaj Grod został koszykarzem?
Odpowiedź prosta, poszedłem na mecz Noteci! Było to w 2001 roku, mecz z Wisłą Kraków, bodajże półfinał 1 ligi. Myślę, że to wtedy poczułem, jak wspaniałym sportem jest koszykówka. Jeśli chodzi już o samo rozpoczęcie treningów czysto koszykarskich, to zacząłem dość późno, bo pod koniec drugiej klasy gimnazjum w klubie SKS Kasprowicz pod okiem Darka Sikory i już wtedy wiedziałem, że to jest właśnie ten sport, który chce trenować.
To może być fajna inspiracja dla młodych, którzy nie zaczęli we wczesnym wieku, duże braki miałeś względem rówieśników na starcie?
Myślę, że by było trzeba zapytać o to, ówczesnego mojego pierwszego trenera, ale osobiście uważam, że nie było aż tak źle, jeśli chodzi o moją osobę. Trafiłem wtedy do naprawdę fajnej grupy chłopaków. Ciężko trenowaliśmy. Lubiliśmy to wszystko, co było związane z koszykówką. Wiadomo, kiedyś troszkę inaczej to wszystko wyglądało. Miałem predyspozycje, by grać pod koszem i tak byłem ustawiany. Z biegiem czasu tak już zostało, ale nie koniecznie te warunki jakoś mocno się zmieniły. Musiałem już w późniejszych etapach nadrabiać innymi rzeczami swoje boiskowe braki.
Mówiąc, że kiedyś troszkę inaczej to wyglądało, co masz konkretnie na myśli?
Kiedyś, przeważnie było tak, że, jak ktoś wyróżniał się wzrostem, to z marszu był ustawiany do gry pod koszem. W dzisiejszych czasach szkolenie się rozwija. Gracze od młodego wieku uczą się gry na wielu płaszczyznach. Stawia się na wszechstronność boiskową. To jest bardzo dobre. Oczywiście to tylko moje spostrzeżenia, ale mam wrażenie, że kiedyś, kolokwialnie mówiąc, było więcej charakteru, zadziorności.
Czy był koszykarz w tamtym czasie, który był inspiracją do pracy dla Mikołaja Groda?
Hmm... Inspiracją do pracy może nie, ale byli koszykarze, którzy robili na mnie wrażenie i przypatrywałem się ich grze. Jednym z takich graczy był amerykański gracz, występujący na polskich parkietach, Michael Ansley, z którym miałem także przyjemność trenować w Sportino Inowrocław. Z kolei graczem, którego podziwiałem to zawodnik NBA Charles Barkley.
Michael Ansley to był na polskie realia koszykarz topowy! Trochę pograł na parkietach NBA, rywalizując z nim na treningach, odczuwałeś mocno to doświadczenie i jakość?
Zgadza się! To był kawał gracza. Niestety jak trafił do Sportino, to był już w podeszłym wieku jak na koszykarza i raczej to był taki zabieg marketingowy niż realne wzmocnienie, więc ocenę jego w tamtym okresie zostawię dla siebie. 😃
Poruszyłeś temat Sportino, w którym miałeś okazję trenować i chyba zaliczyć debiut na poziomie ekstraklasy, zgadza się?
Tak, dokładnie. To był sezon w ekstraklasie i to był zwariowany sezon. Trzech trenerów i jak policzyliśmy kiedyś, to przez klub w tym sezonie przewinęło się grubo ponad dwudziestu zawodników. W ten sposób miałem okazję poznać i trenować z wieloma dobrymi zawodnikami. Jeśli chodzi o mój debiut w ekstraklasie, to było to może łącznie kilka minut i tyle. Aczkolwiek było to bardzo ciekawe doświadczenie!
Czy kiedykolwiek później pojawiło się jakieś zapytanie, propozycja z klubu z najwyższej klasy rozgrywkowej?
Kiedyś jak już grałem w 1 lidze, miałem rozmowę z jednym trenerem ekstraklasowego klubu na temat mojego przejścia do prowadzonego przez niego drużyny, ale do tego nie doszło.
Po Sportino zagrałeś dla KK Świecie sezon na poziomie 2 ligi. Miałeś okazję grać tam razem z Piotrkiem Robakiem, z którym grałeś później jeszcze w trzech klubach, kto kogo polecał trenerom?
To właśnie wtedy poznałem się z Piotrkiem i to był nasz pierwszy wspólny sezon. Potem tak się potoczyły nasze drogi, że jeszcze w trzech klubach mieliśmy przyjemność ze sobą grać. Śmialiśmy się, że w pakiecie taniej, ale poważnie mówiąc, zawsze nam się dobrze ze sobą grało i myślę, że trenerzy, którzy nas prowadzili, też to zauważali.
Grałeś w Bydgoszczy, gdzie wywalczyłeś awans do ekstraklasy, reprezentowałeś również barwy Księżaka Łowicz. Przez lata walczyłeś na parkiecie w zespole Noteci. Dużo w dzisiejszych czasach mówi się o coraz mniejszym przywiązaniu do barw klubowych, Ty reprezentowałeś te miasta, grając w nich przynajmniej dwa sezony. Czy zgadzasz się z tą coraz częściej panującą opinią?
Myślę, że mogę zgodzić się z tym, o czym mówisz. Koszykówka to biznes. Przywiązanie do klubu, barw czy kibiców chyba nie ma aż takiego znaczenia. Też nie można się temu dziwić, ponieważ zawodnik idzie grać tam, gdzie go chcą i gdzie może zarobić pieniądze na życie. Ja od początku jak pierwszy raz poszedłem na wspomniany wcześniej mecz Noteci, marzyłem, aby grać w tej hali i dla tego miasta. Wiadomo, życie tak się układało, że grałem też w innych klubach, ale najważniejsze z całej tej mojej gry, był czas spędzony na inowrocławskiej hali.
Zagrałeś w Noteci siedem sezonów, zaliczając dwa awanse do pierwszej ligi. W 2021 roku wróciłeś do Inowrocławia, to zbiegło się trochę z coraz lepiej wtedy funkcjonującym zapleczem organizacyjnym. Spodziewałeś się, że uda się nam wszystkim odbudować ten szał na koszykówkę do takiego poziomu, a Ty będziesz mógł spełnić swoje marzenie i zagrać przy wypełnionej po brzegi HWS?
Wracając do gry w Inowrocławiu w 2021 roku, wiedziałem, że to właśnie tutaj zakończę swoją przygodę z koszykówką. Wiedziałem też, że osoby, które wzięły na swoje barki odbudowę koszykówki w naszym mieście, zrobią wszystko, aby znów wróciła "moda" na kosza! Odpowiedni ludzie, wspaniali kibice, dobrze zbudowana drużyna, która wywalczyła ten awans, to było to, co mogę z dumą stwierdzić, że pomogło spełnić moje marzenie. Klub wciąż się rozwija, a widząc ludzi i ich chęci do pracy, aby stawać się coraz lepszym, może tylko dawać nadzieję, że jeszcze wiele pięknych chwil dla koszykówki w Inowrocławiu.
Był awans, dużo radości, ale Ty zaskoczyłeś również wszystkich swoją decyzją o zakończeniu dalszej gry, czy to była przez Ciebie długo wcześniej zaplanowana decyzja?
Muszę szczerze przyznać i zdaje sobie z tego sprawę, że wiele osób było zaskoczonych tą decyzją, ale to była bardzo dobrze przemyślana decyzja. Już rok wcześniej, po tej mojej nieszczęsnej kontuzji w playoffach miałem dużo myśli, by zakończyć z koszykówką. Dzięki wsparciu wielu osób m.in. mojej rodzinie, zarządowi Noteci i oczywiście naszym wspaniałym kibicom uznałem, że to nie kontuzja będzie decydować o moim zakończeniu. Wróciłem i chciałem na koniec swojej przygody zdobyć ten upragniony awans dla nas wszystkich. Udało się i po ostatnim gwizdku, ostatniego meczu w Łodzi wiedziałem, że to był mój ostatni zawodowy mecz.
To był fantastyczny sezon, Twój powrót po kontuzji i awans dał nam wszystkim ogrom radości. Dzięki! Czy planujesz wiązać się w jakimś stopniu jeszcze z basketem w innej roli?
To ja mogę dziękować, że dane mi było współpracować z tak fantastyczną grupą ludzi! Jeśli chodzi o koszykówkę, to uważam, że trenowanie innych, nie jest dla mnie. Nie byłbym w stanie poświęcić się temu w stu procentach, a nie chciałbym robić tego na pół gwizdka. Prawdopodobnie już tylko zostaję przy koszykówce w roli kibica. Cały czas jestem całym sercem z Notecią, będę wspierał drużynę z trybun, a jeśli zarząd kiedykolwiek będzie potrzebował coś od mojej osoby, to jeśli tylko będę mógł, to z wielką chęcią pomogę. 😉
A czy był przez te lata trener, który wywarł na Tobie jakieś szczególne wrażenie?
Ogólnie wszystkich trenerów bardzo dobrze wspominam i z wszystkimi dobrze mi się współpracowało, ale są dwie osoby, o których muszę wspomnieć. Pierwszy z nich to trener Przemysław Szurek, z którym miałem przyjemność pracować jako junior starszy w Pyrze Poznań. To wtedy bardzo dużo się nauczyłem pod jego okiem. Z kolei drugi trener, to dobrze znany w Polsce Milos Sporar. Bardzo dobrze go wspominam, nie tylko jako trenera, ale też dobrego człowieka. I dodatkowo chciałbym także wspomnieć o moim pierwszym trenerze, mianowicie Darku Sikorze. To od niego, można tak powiedzieć, że wszystko się zaczęło. Zawsze miło wspominam moje początki pod okiem coacha Darka.
Za nami 27 kolejek pierwszej ligi, jak oceniasz obecnie wyniki biało-niebieskich i jakie masz jeszcze oczekiwania na ten sezon?
Nawet nie wiem jak zacząć. To pierwszy sezon po awansie do pierwszej ligi. Jesteśmy beniaminkiem, a już "mieszamy" w tej lidze. Osobiście uważam, że jest to wspaniały jak do tej pory sezon dla Noteci. Jesteśmy w górnej części tabeli. Bijemy się o play off, gdzie jak wiadomo celem, na ten sezon jest utrzymanie. Klub rozwija się, a kibice na każdym meczu dopisują frekwencją. Wiem, że klub jest w dobrych rękach i jestem pewien, że jeszcze wielkie rzeczy przed nami!
Dziękuje Ci za ten wywiad, cieszę się, że mogliśmy porozmawiać, ale na koniec chciałbym jeszcze dodać, że zawsze imponowałeś mi skutecznością swojej gry, i zaangażowaniem. Do zobaczenia na trybunach! 🙂
Również dziękuję Ci za wywiad i za miłe słowa. I tak jak mówisz, do zobaczenia na trybunach! 🤍💙
P.G.